Spoglądam w odbitą na szybie plamę
I widzę gębę
Jak prześcieradło, którym
Owinięto kikut
Drżący
Szyderczo obnażony
Jeszcze przed chwilą
Ja, Polak
Anioł biało-czerwony
Zrodzony z brudu
Śpiewem stadionu
Obmyty
W pijackim bełkocie
Ochrzczony
Upadam na wznak
Patrzę
Jedno skrzydło urwane
Więc grzebię paluchem
W ranie
I nie wierzę
Że to krew płynie
Że to jest moje konanie